jący protekcji i pomocy zamożnych krewniaków, wywłaszczeni eksziemianie z Ukrainy. Należą tu ci wszyscy, których zorganizowana społeczność traktuje jako darmozjadów i natrętów, których pomawia przynajmniej o nieuzasadnione ambicje lub niedołęstwo, a częstokroć o różne zdrożności, jako to o t. zw. „kombinatorstwo“, wyłudzanie datków pod pozorem pożyczek, życie na pograniczu uczciwości i przestępczości, w każdym razie o pasorzytowanie na organizmie społecznym. Ileż to słyszeliśmy i nawet czytaliśmy oskarżeń pod adresem bezrobotnych, iż to swoje położenie traktują jako zawód, by nie pracując, żyć z rzekomej łaski społeczeństwa! Zresztą, nie przeszkadza to bynajmniej temu, że ta sama zorganizowana regularna społeczność może żywić i żywi uczucie litości w stosunku do ludzi marginesowych. Wymaga ona jednak od nich uznania dla okazywanych „dobrodziejstw“ i oburza się, gdy obdarowywani stawiają wymagania. Jako przykład wystarczy przypomnieć oburzenie prasy warszawskiej na „krnąbrność“ głodujących bezrobotnych, którzy ośmielili się uważać, iż wydawane im obiady są im należne, i wyrażali niezadowolenie ze złego gatunku rozdzielanych produktów spożywczych.
Nie możemy wnikać tu w zagadnienie wytwarzania się społecznego marginesu. Dość będzie stwierdzić, że istnieje on we wszystkich społeczeństwach, w których środki produkcji są „związane“, t. zn. owładnięte przez ród, stan, kościół, czy zamkniętą organizację producentów, bez względu na stopień rozwoju technicznego, ustrojowego, duchowego. Zna Afryka Środkowa „marginesowego“ człowieka w postaci tubylca, który z jakichkolwiek powodów stracił związek ze wsią rodzinną i nie ma innego sposobu przeżycia, jak oddanie się komukolwiek w niewolę. Znała Grecja przedklasyczna luzem chodzącego, zarabiającego pracą rąk własnych theta, wolnego osobiście, ale z racji tej swojej wolności pozbawionego wszelkich praw, przyjmowanego do pracy w razie potrzeby, pędzonego następnie, częstokroć bez zapłacenia mu — bo jako wolny i temsamem bezprawny nie miał przed kim się użalić. Znało średniowiecze różne kategorje hominum vagorum, począwszy od wyświęconych księży, którzy biskupa swego lub klasztor porzuciwszy, sprzedawali po rozdrożach fałszywe relikwje, amulety i niejednokrotnie przystawali na kapelanów do band zbójeckich — t. zw. clerici acephali, aż do zbiegłych z pod pana chłopów, do rycerzy, których pan stracił majętność, i do młodszych braci posiadaczy feudów, ofiarowujących swe ramię każdemu w czyjej drużynie można się było spodziewać łupu. Mieliśmy i my w Polsce plebejskiego pochodzenia „łazęgów“ czy „ludzi luźnych“ i szlachecką, poszukującą służby, a często żebrzącą „gołotę“ — ludzi, których bezskutecznie usiłują poddać interesom szlachty posiadającej sejmujące stany, których cechy miejskie starają się do miast nie dopuścić, by nie obniżali płacy roboczej, a których miejski
Strona:Stefan Czarnowski - Ludzie zbędni w służbie przemocy.djvu/2
Ta strona została uwierzytelniona.