Strona:Stefan Gębarski - W pruskich szponach (cz. I).pdf/45

Ta strona została przepisana.

jąco… I mówisz ścisłą prawdę… Istotnie takie były pierwotne dzieje Gniezna…
— Tak, tak!… brawo, Grzesiu! brawo!…
— Bardzo pięknie opowiadałeś…
— Mów tylko dalej! — zawołali młodzi słuchacze, zdziwieni tym niespodziewanym występem w roli prelegenta, zarumienionego pod wrażeniem chwili kuchcika.
Mały Icek i Lejbuś, synowie pachciarza, nie wytrzymali i z kąta altany przepchnęli się na sam środek, chcąc na własne oczy zobaczyć, że to prawdziwy Grześ przed chwilą opowiadał.
— Ktoby się tego po nim spodziewał — myślał stary włodarz. — Musi z czasem na organistę… a może na samego dobrodzieja się pokieruje… To ci ma głowę… ho! ho!… i ktoby się to spodziewał…
— Mów! mów, Grzesiu, dalej, słuchamy!—zachęcała kuchcika Jadzia, zaś kucharz Walenty z dumy, że to jego podwładny taki rozum pokazał, stał nadęty jak pęcherz, mrugając oczami i szepcząc z cicha:
— Umie on coś nie coś, bom mu nie mało co dzień do głowy nakładł.
— Więc mówże dalej, Grzesiu, słuchamy! — prosiła znowu Jadzia.
— Kiedy, proszę panienki, już więcej nic nie umiem i nic nie wiem—odparł Grześ.