Strona:Stefan Gębarski - W pruskich szponach (cz. I).pdf/84

Ta strona została przepisana.

to ich nie będzie… Precz iść muszą… albo zostać Prusakami…“
— „Gadacie, panie, jak pijany!“ — rzekłem i oburzony, zagniewany, odwróciłem się od bezczelnego Niemca.
— „Zobaczymy się wkrótce… zu widersehen!“ — zasyczał za mną Prusak i jak zła gadzina nagle podsunął się ku mnie, pochwycił za ramię, i krzyknął:
— „No, sprzedasz dobrowolnie ziemię?“
— „Nie sprzedam!“ — odrzekłem z mocą i odtrąciłem od siebie tego złego człowieka.
Zaśmiał się dziko Niemiec, zaczął przedrzeźniać moją mowę:
— „Ojcowizna!… ojcowizna!… — powtarzał — będziesz ty miał ojcowiznę!…“
We dwa miesiące później, gdym wyszedł w pole przyjrzeć się rosnącemu pod promieniami wiosennego słonka zbożu, woła mnie Hanuś z podwórza i mówi, że jacyś obcy ludzie z miasta przyszli.
Idę, patrzę… są urzędnicy pruscy… Dają mi jakieś papiery… pytają się, czy ja jestem Biedroń… Patrzę, nadchodzi i opasły Prusak nauczyciel, a przy nim żandarm… Już do mnie nic nie gadają, jeno idą w podwórze, zagrodę oglądają, coś zapisują, później idą w pole i znowu coś zapisują… Do mnie wciąż nic nie mówią,