Strona:Stefan Gębarski - W szponach pruskiej Hakaty.pdf/103

Ta strona została przepisana.

Więc niezmierne szczęście rozjaśniło twarze zwycięzców, bo rozumieli wszyscy, że to był wieczór, kładnący koniec nędzy i trudom nietylko dnia tego, ale całych stuleci.
A król, chociaż zdawał sobie sprawę z ogromu klęski, jednakże patrzał jakby w zdumieniu przed siebie i w końcu spytał:
— Zali cały Zakon tu leży?
Na to podkanclerzy Mikołaj, który znał przepowiednie św. Brygidy, rzekł:
— Nadszedł czas, iż wyłamane są ich zęby i odcięta jest ich ręka prawa!!…
Poczem podniósł dłoń i począł żegnać nietylko tych, którzy leżeli najbliżej, ale i całe pole między Grunwaldem i Tannenbergiem. W jaskrawem od blasku zorzy i oczyszczonem przez deszcz powietrzu widać było doskonale olbrzymie, dymiące, krwawe pobojowisko, zjeżone ułamkami włóczni, rohatyn, kos, stosami trupów końskich i ludzkich, wśród których sterczały do góry martwe ręce, nogi, kopyta — i ciągnęło się owo żałosne pole śmierci, z dziesiątkami tysięcy dział, dalej, niż wzrok mógł sięgnąć.
Czeladź uwijała się na tym niezmiernym cmentarzu, zbierając broń i zdejmując zbroje z poległych.
A w górze, na rumianem niebie, wichrzyły się już i zataczały koła stada wron, kruków