Praca ta prowadzona była z perfidyją, powolnie, łagodnie, lecz stanowczo. Polska ludność, będąca w większości; na razie nie lękała się tych ciosów, gdyż zanadto wkorzenioną była miłość do ojczystego języka, do tradycyi przodków, zwyczajów i obyczajów; a tych cnót narodowych nie da się tak łatwo wykorzenić. Ciosy jednak polskości zadawano konsekwentnie. Język niemiecki wprowadzono najpierw do urzędów, potem powoli do szkół, zalecając nauczycielom, aby jeden dzień w tygodniu dzieci tylko po niemiecku mówiły. Przymusowe nauczanie robotę tę znakomicie ułatwiło, bo kto dzień ten chciał opuścić i nie pójść do szkoły, płacił karę pieniężną, albo rodzice zmuszeni byli odsiedzieć za dziecko karę w areszcie. Próbowano już wówczas do religii wprowadzić język niemiecki, lecz dzieci stanowczo się temu oparły; zamykano je za to do kozy, lecz dzieci znosiły to w pokorze i z cierpliwością. Tu nadmienić mi wypada, że ze szkół elementarnych usunięto księży, a religię wykładali nauczyciele. Polaków poczęto powoli usuwać z katedr, przenosić ich do nadreńskich prowincyj, sprowadzono zaś do Wielkopolski nauczycieli niemców, nie umiejących ani słowa po polsku. Jaka to była nauka, trudno sobie wyobrazić. Dzieci nie mające pojęcia o niemieckim języku mordowały się, aby cokolwiek zrozumieć, siliły się zadość uczynić wymaganiom nauczyciela;
Strona:Stefan Gębarski - W szponach pruskiej Hakaty.pdf/128
Ta strona została przepisana.