najmilejszy, (całuje go w rękę) jakże to zawsze pamiętacie o biednej sierocie.
Ksiądz. Nie biednej, matko, nie biednej. Kto się umiał wzbić na wyżyny modlitwy Pańskiej, ten nie biedny. Kto umiał zwalczyć ludzki ból i ludzki żal, ten już posiadł i bogactwa, i mądrość wszelaką.
Matka. Dobrodzieju złoty, co ja posiadłam, z waszej to ręki i z waszej mowy. A serce przecież buntuje się jeszcze nieomal przy każdym pacierzu.
Ksiądz. Bez trudu niema zwycięztwa. Buntuje się w was to złe, które wyrzucacie tym, co was pokrzywdzili, — ale zwycięży ta siła, której oni nie mają.
Matka. Jakiejże oni siły nie mają i jakiejże nie używają, aby nas zniweczyć!
Ksiądz. Nie mają tej siły jedynej, co serca rozszerza i ducha podnosi. My ją miejmy, a ich siła pryśnie przed naszą.
Matka. Na naszych grobach.
Ksiądz. A czyż grób nie jest kołyską?! Ciężko was Bóg nawiedził, zabierając wam syna i męża, ale została wam córka, a ta córka to ognisko Boże, które rozżarzy się krzywdą waszą i ogień przekaże pokoleniom.
Matka. A moje łzy kto wróci?
Ksiądz. I łza jest ogniem, gdy ją krzywda wycisnęła. Czy wy myślicie, że wasza Anusia nie potężnieje łzą waszą, nie rośnie na
Strona:Stefan Gębarski - W szponach pruskiej Hakaty.pdf/138
Ta strona została przepisana.