waszym bólu? A tych łez matek u nas tyle, tyle, że wystarczą na długi szereg pokoleń…
Matka. O, mój dobrodzieju, wyście mądry i święty — (poruszenie przeczące księdza) — o, tak, święty! — Ja zawsze mówię, że nie ten ksiądz święty, co tylko niebo kocha, ale ten, który kocha tę naszą ziemię. Ja prosta kobieta, ale to wiem, dlatego słucham was w pokorze, choć to, co każecie, to często nad siły.
Ksiądz. Siły są na wszystko, co uznajemy za dobre. Gdy wam do wojska wzięli syna…
Matka. O, to jeszcze było najłatwiej przeboleć. Wzięli go do wojska, ano mówiłam: tylu ich idzie i tylu ich wraca… Ale gdy go zapędzili het za morze do murzynów, gdy mu kazali zabijać tych, co własnej ziemi bronią…
Ksiądz. To wówczas poczęliście sarkać przeciwko wyrokom Bożym…
Matka. O, tak, sarkałam, grzeszyłam i dlatego pewnie Bóg mię skarał i kazał mu tam kości złożyć bez naszego pogrzebu, bez ostatniej pociechy i nie w tej naszej drogiej ziemi, co jak matka nas przygarnia. O, dolaż moja dola!
Ksiądz. Pocieszyłem was wówczas, jak mogłem. Mówiłem, że zginął, spełniając obowiązek…
Matka. Nie swój!…
Ksiądz. W walce o rozszerzenie wiary…
Strona:Stefan Gębarski - W szponach pruskiej Hakaty.pdf/139
Ta strona została przepisana.