Wojtek (wstrzymuje ją). Pan doktór ją sam niesie, bo do cna nie może…
Matka. Nie żyje… Zabili mi dziecko!… (Wchodzi lekarz, niosąc Anusię, bladę dziewczę 10-letnie, za nią kilkoro dzieci i kobiet), Dziecko moje!
Lekarz. Uspokójcie się matko, przyszła już do siebie, ale potrzebuje ciszy i spokoju. (Matka odbiera Anusię i kładzie na łóżko). Proszę, aby wszyscy wyszli.
1 kobieta. Zbereźniki, wszystkie dzieci nam pozabijają!
2 kobieta. Czyż Pan Jezus ogłuchł na krzywdę naszą?
Lekarz. Proszę stanowczo, aby wszyscy wyszli! Pomóż mi proboszczu! (Ksiądz uspakaja kobiety i pcha je ku drzwiom; wychodzą wraz z dziećmi, łając i wygrażając).
Ksiądz (wracając do lekarza). Jakże to?
Lekarz (półgłosem). Źle. Lękam się wewnętrznych obrażeń. Wstrząśnienie mózgu, żebra połamane.
(Ksiądz daje znaki oburzenia).
Matka (która ułożyła Anusię wraca). Ratuj doktorze!
Lekarz. Powtarzam, że wymaga spokoju. od tego wszystko zawisło. Zaraz muszą przynieść z apteki… Otóż i jest!
1. Chłopiec wbiega i oddaje mu lekarstwa i bandaże; lekarz wskazuje mu, aby wy-
Strona:Stefan Gębarski - W szponach pruskiej Hakaty.pdf/142
Ta strona została przepisana.