Strona:Stefan Gębarski - W szponach pruskiej Hakaty.pdf/145

Ta strona została przepisana.

Lekarz. Wszystko w ręku Boga. (Wojtek całuje w rękę lekarza i księdza).
Lekarz (do księdza). Tu już chyba twoje modły cud sprawią, bo moja sztuka bezsilna!
Ksiądz. Biedna matka!—(przechodzi do łóżka i klęka obok matki). (Wchodzi nauczyciel).
Lekarz. Pan tu?! idź pan precz Twoja ofiara dogorywa!
Nauczyciel. Moja ofiara? Naturalnie, ja zaraz wiedziałem, że wy z tego ukujecie intrygę. Ale ja się was nie boję!
Lekarz. A czegóż byście się bali, gdy się nie boicie Boga. Idź precz stąd, nie kalaj tego zgonu i tej boleści!
Nauczyciel. Pan doktór myśli że może mnie lżyć, bo jest oficerem, a ja — nie, ale ja zadenuncyuję pana do pułku, że pan mi dzieci buntuje.
Lekarz. Denuncyacya—dobry przykład dla uczniów,—piękny pedagog!
Nauczyciel. Niech pan nic nie mówi na moją pedagogję, bo ja mam piśmienne uznanie od samego ministra, a za postępy mych uczniów w niemieckim języku mam czerwonego orła.
Lekarz. Słusznie, — czerwony orzeł za czerwoną krew. Ale dosyć tego, idź stąd nikczemniku!