Nauczyciel. Nie pójdę, bo ja muszę naprzód zbadać tę całą komedyę. Ta dziewczyna sama się rzuciła o ławę i zraniła…
Lekarz. Proces wykaże.
Nauczyciel. Proces? ja przysięgnę, a sąd zawsze nauczycielom wierzy.
Lekarz. O, tak, wy się wszyscy rozumiecie, jak cyganie na jarmarku.
Nauczyciel. Pan doktór obraża pruskie sądy, to już druga zbrodnia.
Lekarz. A jak ci kości połamię nędzniku, to będzie trzecia zbrodnia!
Matka. (Odwraca się i spostrzega nauczyciela. Biegnie ku niemu z zaciśniętemi pięściami). On, on, ten zbrodniarz…
Ksiądz (idąc za nią, kładzie jej rękę na ramieniu). I nie wywódź nas na pokuszenie…
Matka (staje jak wryta, powtarzając głucho). I nie wwódź nas na pokuszenie!…
Ksiądz (do nauczyciela). Nie przemawiam do pana w imię uczuć ludzkich, to byłoby daremnie, ale obecność twoja w tym domu jest karygodną; to najście, za które prawo karze.
Lekarz. Daj pokój proboszczu, — czyż my mamy prawa?
Nauczyciel. A tobie co do mnie, klecho intrygancie. Ja was wszystkich nauczę, kto jest tutaj panem!
Strona:Stefan Gębarski - W szponach pruskiej Hakaty.pdf/146
Ta strona została przepisana.