szczęście, żeś ich dotąd nie zgermanizował, bo byłoby dziś kuso z tobą. Chodźmy.
Nauczyciel (idzie ku drzwiom, obraca się do Wojtka) A ty, co się tu kręcisz małe ścierwo! — Czekaj ino przyjdziesz do szkoły!
Lekarz. Widzisz pan! — nie wymagam od ciebie słowa, że tego chłopca nie ukrzywdzisz, bo choć byś je dał,—nie uwierzę; ty mojemu wierzyć możesz (wychodzą lekarz i nauczyciel. Wojtek pokazuje za nauczycielem język, poczem staje w głowach łóżka).
Matka (która powróciła, klęczy przy łóżku, odwraca się). Doktór poszedł, a ona coraz bledsza, coraz ciężej oddycha.
Ksiądz. Powróci niebawem. Gdy powróci, pomoże, bo spełnia właśnie miły Bogu uczynek (klęka obok niej).
Matka. O, doloż moja, dolo!
Anusia (w malignie). Panienko Najświętsza… idę już, idę!
Matka (w rozpaczy). Nie chodź, dziecko, zostań u matki!
Anusia, Idę już, idę… kiedy wołasz, idę, idę… (opada, poczem zrywa się). Czy mi żal czego?… a juści żal matki, żal (matka zanosi się od płaczu) i szkoły, żal…
Ksiądz. Cicho-ciho, — szkoły.
Anusia. I szkoły żal, bo tam cierpienie—za Ciebie — Przeczysta Panienko, za Twego Syna, za wiarę, za ojcowiznę… (opada znowu)
Strona:Stefan Gębarski - W szponach pruskiej Hakaty.pdf/148
Ta strona została przepisana.