Strona:Stefan Gębarski - W szponach pruskiej Hakaty.pdf/149

Ta strona została przepisana.

w głębi odzywa się cicha muzyka; Anusia zrywa się). Ach, jak pięknie, idę, idę… już Najświętsza panienka wyciąga ramiona, a dzieci tyle w około — ach tyle dzieci, — jakie piękne dzieci—a każde ma koraliki czerwone na szyjce, — śliczne koraliki. Nie, to nie koraliki, to krew, krew—(z wysiłkiem). Młodzianki. (opada znowu).
Matka Anusiu, Anusiu, ty powiedz Najświętszej Matce niech cię nie woła… Ona ma tyle… tyle dzieci, tyle aniołków, chóry aniołków… Ja tylko ciebie… ja tylko ciebie!
Lekarz (wszedł,—do księdza). Zbudziła się?
Ksiądz (półgłosem do doktora). Majaczy.
Lekarz. Koniec… Zajmij się matką.
Anusia (zrywa się). Tyle fijołków, jak pachną. Tam piękniej, niż u nas, o wiele piękniej… chociaż i tu dobrze u matuli… u matuli (opada).
Matka. Anusiu, nie odchodź od biednej matki. Ja taka sama.
Anusia (zrywa się w największem upojeniu). Muzyka, jaka muzyka!… śpiewy… ja tam samo umiem śpiewać… umiem tak samo… To po naszemu (śpiewa, klęcząc na łóżku ze złożonemi rękami) A tam w górze anieli wyśpiewują, anieli: Chwała, niechaj Bogu będzie w niebie, a na ziemi… (urywa) ból, ból… krew! (opada i kona).