Strona:Stefan Gębarski - W szponach pruskiej Hakaty.pdf/27

Ta strona została przepisana.

posuwał się dalej, wszędzie głuchą pustkę spotykając. Gniewało go to i dziwiło zarazem. Dla dostania jakich wieści, gdy się pod Bytom podsunął, kazał małemu oddziałowi ruszyć w lasy i chwycić byle kogo, aby się tylko czegoś dowiedzieć o Bolesławie. W parę godzin wrócili wysłani, ale w wielkim popłochu, straciwszy kilku ze swoich i okryci ranami. Powiadali, że uczuwszy dym z ogniska, ruszyli do niego, ale w tej chwili napadnięto na nich z taką straszną zawziętością, że oganiając się, poranieni i potłuczeni, zaledwie zdołali umknąć do obozu.
Wiadomość ta bardzo cesarza zachmurzyła. Podsunąwszy się pod sam Bytom, najeżony wieżami i otoczony murami, wodą i moczarami, polecił Zbigniewowi wysłać posłów, z wezwaniem poddania warowni. Gdy się na równinie pokazały oddziały cesarskie, w twierdzy powstała wrzawa i wszyscy wylegli na mury przypatrzyć się Niemcom. A był to wspaniały i zajmujący widok.
Konni rycerze w pancerzach, z dzidą w jednem ręku, z tarczą w drugiem i z mieczem przy boku. Oddziały te szły w porządku, w szyku wojennym, wysuwały się jedne za drugimi, ustawiały się w szeregi, a gdy z za chmur przedarło się słońce i padło na zbroje żołnierskie, blask oślepiał oczy i zdało się, że niema końca tym szeregom.
Lud stojący na murach patrzył z ciekawością na to widowisko.