Strona:Stefan Gębarski - W szponach pruskiej Hakaty.pdf/30

Ta strona została przepisana.

przystał, a potem złupić i w pień wszystkich wyciąć.
Jakoż postanowiono zaraz wyruszyć prosto na Kraków, mając nadzieję, że Bolesław ulęknie się, łatwiejszym będzie do układów i przystanie na warunki, mogące choć jako tako usprawiedliwić zaprzestanie dalszej wojny.
W wojsku zapanowała radość, — było ono nie tak liczne, i nie tak butne, jak przy wkroczeniu na polską ziemię, zawsze jednak przedstawiało siłę ogromną. Noc całą przegwarzono, szykując się do pochodu. Przed świtem jednak, gdy mgła okryła całą płaszczyznę, dał się wokoło słyszeć jakiś niezwykły ruch, jakiś gwar przyciszony. Nie był to szum borów, ani wichru, ale jakiś głuchy jęk ziemi, stękający pod jakimś niezwykłym ciężarem. Z obawy napadu, wojsko niemieckie zaczęło się szykować do boju. Zaledwie cesarz dosiadł konia, a w około niego zebrała się straż przyboczna, nagle pod powiewem wiatru rozdarte mgły ukazały ze wszystkich stron następujące wprost na obóz, zbrojne zastępy. Z jednej strony widać∂ było tarczowników pieszych, z drugiej jeźdźców z włóczniami i chorągwiami. Z warowni wylała się również jakby strumieniem załoga Wrocławia, śpiesząca za braćmi do wspólnego z nieprzyjacielem boju.
Zdziwił się i zaniepokoił cesarz, widząc, że Bolesław sam wyzywa go do walki, że taką ćmę narodu prowadzi; ale gdy spojrzał na swo-