Strona:Stefan Gębarski - W szponach pruskiej Hakaty.pdf/32

Ta strona została przepisana.

stępy saskie. Był to hufiec samego Bolesława i przez niego dowodzony, zebrany z najzręczniejszej i najwaleczniejszej młodzieży, starającej się dzielnością wyrównać swemu dowódzcy. W wyłom tak utworzony poskoczyli żwawo tarczownicy, z boków uderzyły coraz nowo-napływające oddziały i rozpoczęła się walka, straszna, zażarta, kłębiąca się jezdnymi i pieszymi, wśród krzyku, jęku i przekleństwa.
Wpośród tego zamętu, a raczej pogromu wojsk cesarskich, mała ich cząstka zdołała zgromadzić się w jeden hufiec i w zwartym szeregu osłaniając się, ustępowała z placu. Henryk V w otoczeniu niewielkiej garstki rycerzy ze wszystkich stron naciskany ustępował razem z wojskiem.
Cofnął się dumny cesarz niemiecki, uciekał, pozostawiwszy prawie całą swą armię poległą na polu bitwy.
Liczne kroniki podają liczbę poległych Niemców tak wielką, że trupów nie było komu grzebać. Gromady psów, zbiegłe ze wszystkich stron, szarpały ich ciała i wyły okropnie nad straszliwem pobojowiskiem. Lud nasz dotychczas zowie to pobojowisko pod Wrocławiem Psiem Polem.