Strona:Stefan Gębarski - W szponach pruskiej Hakaty.pdf/45

Ta strona została przepisana.

wyższym stopniu wściekłość dwóch nieprzyjaciół odwiecznych, zwartych w śmiertelnym boju o palmę poświęcenia dla jednych, nienawiści dla drugich. W obopólnem sił wytężeniu chwiały się z osobliwszą zmiennością szale. Już szczęśliwie z rąk krzyżackich wydarta, podniosła się znowuż wielka chorągiew o białym orle. Już nową otuchą zagrzane rycerstwo polskie coraz pomyślniej parło nieprzyjaciela. Wtem okazują się na pobojowisku dawne pułki krzyżackie, wracające wesoło z pogoni za Litwą i Tatarami. Widząc swoich w opałach, rzucają zdobyte na Litwie łupy i niosą nową zamieszkę w szeregi polskie.
Jednocześnie zagroziła naszym jeszcze sroższa burza zkądinąd. Wysunął się w ostatniej linii krzyżackiej zastęp szesnastu odwodowych chorągwi, głównie chełmińskich, przeznaczonych zadać ostatni cios Polakom. Stanął na ich czele sam Wielki mistrz Ulryk Jungingen, zamierzając uderzyć z boku. Najwyższe niebezpieczeństwo zawisło nad armią i sprawą polską. Pędząca pod wielkim mistrzem chmura krzyżacka zagroziła swoim prądem samemuż królowi Jagielle. Stał on tuż obok drogi, którą Ulryk chciał oskrzydlić Polaków.
Król Władysław napierał się niecierpliwie w zgiełk bitwy, potrzebniejszy tam z jakimkolwiek posiłkiem zbrojnym niż tu, na celu jawnej przemocy nieprzyjacielskiej. Już nawet spiął