przed namiot, aby rozprostować nieco zmęczone klęczeniem kolana, gdy na spienionym koniu wpadł jak burza szlachcic Hanko Ostojczyk i, nim z siodła zeskoczył, zakrzyknął:
— Niemce, miłościwy panie!
Porwali się na te słowa rycerze, król zmienił się na twarzy, zamilkł przez mgnienie oka, poczem zawołał:
— Pochwalony Jezus Chrystus! Gdzieś ich widział i ile chorągwi?
— Widziałem jedną chorągiew przy Grunwaldzie—odpowiedział zdyszanym głosem Hanko: ale z za wzgórza kurzawa szła, jakby ich więcej ciągnęło!
— Pochwalony Jezus Chrystus! — powtórzył król.
A wtem Witold, któremu za pierwszem słowem Hanki krew uderzyła do twarzy i oczy poczęły się żarzyć jak węgle — zwrócił się do dworzan i zawołał:
— Odwołać drugą mszę, i konia mi!
Król zaś położył mu rękę na ramieniu i rzekł:
— Jedź ty, bracie, a ja ostanę i drugiej mszy wysłucham.
Więc Witold i Zyndram z Maszkowic wskoczyli na konie, lecz właśnie w chwili, gdy zawrócili ku obozom, przyleciał drugi goniec, szlachcic Piotr Oksza z Włostowa, i zdala już począł krzyczeć:
Strona:Stefan Gębarski - W szponach pruskiej Hakaty.pdf/61
Ta strona została przepisana.