I dało się słyszeć przez całą linię to złowrogie popluwanie, poczem chwycił każdy broń i nabrał tchu. W tej chwili przyleciał do Zyndrama pachołek z rozkazem od króla i szepnął mu coś zdyszanym głosem do ucha, a on, zwróciwszy się do piechurów, machnął mieczem i zakrzyknął:
— Naprzód!
— Naprzód! ławą! równo! — rozległy się wołania przywódców.
— Bywaj! Na psubraty! W nich!
Ruszyli. By zaś iść krokiem równym i nie łamać szeregów, poczęli wszyscy razem powtarzać:
— Zdro - waś - Ma - ry - ja - Ła-skiś - peł - na - Pan - z To - bą!!!
I szli jak powódź. Szli: pułki najemne i pachołkowie miejscy, kmiecie z Małopolski i Wielkopolski i Ślązacy, którzy przed wojną schronili się do Królestwa, i Mazurzy z pod Ełku, którzy od Krzyżaków uciekli. Zajaśniało i rozbłyso od grotów na oszczepach i od kos całe pole.
Aż doszli.
— Bij! — zakrzyknęli dowódcy.
— Uch!
I stęknął każdy, jako krzepki drwal, gdy się pierwszy raz toporem zamachnie, a potem ją walić, ile mu sił i pary w piersiach starczyło.
Strona:Stefan Gębarski - W szponach pruskiej Hakaty.pdf/89
Ta strona została przepisana.