Strona:Stefan Garczyński - Wacława dzieje.djvu/28

Ta strona została uwierzytelniona.
16
WACŁAWA DZIEJE.
IV.
NAUKI.

Przyjemną była wioska rodzinna Wacława.
Dworzec ojca mieszkalny, wspaniała wystawa;
Budową staroświecką przedrzeźniając wieki,
Stał na górze opodal wielkiej spławnej rzeki.
Dwa skrzydła i dwie wieże wyrastały z dworca,
Z obydwóch wiewał przez dzień biały znak proporca,
Godło bytności pańskiej — a gdy po zachodzie
Wiatr, chmury rozpędzając, zatlił blask wieczorny,
Z obydwóch widzieć było na obłoków spodzie
Meteorem błyszczący — krzyż wieży klasztornej.
Klasztor to był fundacji Wacława pradziada.
Grono ojców wielebnych świętego Bernarda,
Liczne cele wypełnia i zakon ten składa:
Znane jest ich ubóstwo i świata pogarda.
Tamto w dziecinnych latach Wacława zamknięto;
Tam — choć kościół daleki — pobożna gromada.
Ze wsi spieszy obchodzić każde wielkie święto.

Trzeci dzień wielkanocy przemijał z wieczorem,
W tysiącznym osiemsetnym dziewiętnastym roku.
Chłopi drogą wracali w posuwistym kroku
Z nieszporów dnia świętego — a w rzece — za dworem
Prócz trzciny wiatrem kwietnia lekko kołysanej,
Albo jaskółki rychłej co wodę przelata;
Cicho. — Inaczej w dworcu — krzyk wypadł z za ściany,
Przytłumiony lecz mocny — to jego komnata,
Jego głos — przecież nikt mu na pomoc nie bieży.
On pracuje — bo dawno światło w oknie mruga,
Słychać ilekroć nogą w posadzkę uderzy,
Widać przez okno — zdala — jakaś postać długa,
To cień Wacława — widny w szybach zwierciadlanych
Jak w przezroczystym niebie słup tumanów rannych
Znów głos — woła służących — wierny wchodzi sługa:
« Ciemno! nie dosyć światła — czyż na ogniu zbywa?
« Zapalić drugą świecę, trzecią świecę, czwartą! »
Uciął — ale wzrok podniósł — ową broń wypartą
Z duszy — która jak gwiazda błyska nieszczęśliwa.
Zadrżał przelękły sługa, bo choć pan łaskawy,
Takiego coś ma w mowie, takiego coś w oku,