Jakież nudy przeklęte! siedzicie jak mruki.
Bodaj was kaduk porwał! — lepiej zbijać bruki
Niż w takim żyć barłogu —
A w jakim barłogu?
Ej z nami nie zaczynać!
Patrzcie — daj go Bogu!
Zuch, frant, tego mi trzeba!
Milcz, ty darmojedzie!
Co? mnie? ty kręciwąsie, moczymordo, trzpiocie,
Ja cię gwizdać nauczę!
Sąsiedzie, sąsiedzie!
Po co te swarki głupie przy naszej ochocie?
Toć Cygan się obwiesił dla dobrej kompanji.
Hej wódki! czyż to od nas lepsi są cygani?
W ręce wasze!
Tam miejsce — u tamtego stołu
Przy miodu szklance sporej siądziemy pospołu.
Ależ ja wam tak mówię — Ksiądz dziś na ambonie
Nie o tem prawił — mówił o Chrystusa zgonie
O jego śmierci za nas.
W ręce panie kumie!
Dziękuję — człowiek niby czasem zarozumie.
Słówko jakieś, i zaraz chce kazanie prawić.
To mi to jest kazanie, lepiej się zabawić!
Ależ przecie jam myślił...
W waszej mózgownicy,
Wygląda jako w pustej odludnej dzwonnicy:
Jeśli człowiek nie przyjdzie, serca nie poruszy
Cicho — rozkołysz serce — brzęk ciebie zagłuszy.