Strona:Stefan Garczyński - Wacława dzieje.djvu/37

Ta strona została uwierzytelniona.
25
CZĘŚĆ PIERWSZA.
GOSPODARZ.

Prawdę mówi pan Józef — co tam gadać o tem!
Mamci ja innym głowę nabitą kłopotem.
Pokupu nie ma w mieście — robotników mnóstwo,
Dzieci huk — żona krzyczy — wszyscy krzyczą chleba;
O tem to raczej myślić i mówić potrzeba,
Jakby powiększyć zakup a zmniejszyć ubóstwo,
Niźli bajać w około co tam ksiądz zapowie.
Nad wszystko panie bracie, milsze życie, zdrowie!

NAUCZYCIEL.

E, bo wy też znów tylko myślicie o grdyce.

MŁODZIK.

Cóż to znaczy, czy ducha nie ma już w muzyce?
Rżnąć od ucha — niech skrzypek odwrotnego utnie.

JEDEN ZE STARSZYCH.

Kościuszki!

DRUGI.

Dąbrowskiego!

WSZYSCY.

Kościuszki — hej, zgoda,
Tylko żwawo i ostro! »
— Rozmowy i kłótnie
Ustały jak deszcz, kiedy zaświeci pogoda,
Albo gdy kur zapieje, złych upiorów harce.
Na jednej stronie w myślach zatopione starce,
Słuchając znanej nóty w milczeniu głębokiem,
Spoglądali na młodzież smutnym, łzawem okiem.
Dalej chór śpiewał nótę — lecz w tej nócie słowo,
Tak dziwnie w ustach brzmiało młodzi śpiewającej,
Tak każdy ton był czuły, i wolny, i drżący,
Że wziąłbyś hymn wesela za pieśń pogrzebową,
Albo za pieśń rozstania i zimnej rozpaczy,
Wacławowi jednemu inaczej się zdało;
Wacławowi jednemu zabrzmiała inaczej:
Bo w myślach, w duszy jego, obudziła ciało,
Ciało z letargu, wspomnień wywołała znakiem,
Uczuł że ma ojczyznę — wspomniał że Polakiem.
Tak często tonącemu w bezdennej topieli,
Rzuć z brzegu nitkę słabą rwącej się kądzieli,
On za nić jak kotwica za grunt morski chwyci:
Ale patrz — ledwo sięgnie — wiotkie rwą się nici.
Tak słowo w dobrej ludziom powiedziane chwili,
Jak trąba archanioła, stworzy ich czem byli.