Strona:Stefan Garczyński - Wacława dzieje.djvu/38

Ta strona została uwierzytelniona.
26
WACŁAWA DZIEJE.

« Ojczyzna! — krzyknął Wacław — o dzięki wam, dzięki
« Za znak życia nowego! — póki stanie ręki,
« Ręka do niej należy — póki myśli stanie,
« Myśli jej niechaj będą! — Zabłysło zaranie
« Świateł nowych — Bóg w nowej zabłysnął postaci.
« Nie w księgach go wynaleźć: On w żywocie braci
« Mieszka jak w swym kościele, jak w arce przymierza!
« Niebo rodzinne — oto świątyń jego wieża;
« Ziemia rodzinna — oto budowa kościoła;
« A w piersiach tron jest jego — w piersiach głos anioła!
« Posłyszałem — uczułem — rozumiem cię, Boże!
« Chcesz ofiar — ja mój żywot w ofierze położę,
« Przyszły i teraźniejszy — chcę jak lud na puszczy
« Łaknąć, byle ojczyźnie tem pomódz można;
« Każda myśl moja, będzie jako hymn pobożna,
« Język mój ustom, słowa samej czci poduszczy,
« W modłach noce przepłaczę, dni przemęczę w trudzie
« Tylko niech kraj mój wolnym — wolni będą ludzie!
Tak Wacław rzekł ze łzami i padł na kolana.
Lecz i śpiew nagle ustał — czyby okna ściana
Mowę jego w głąb wniosła? — i słuchacz ciekawy
Chciał śledzić jego myśli i mowy i sprawy!
Wacław z obawą, trwogą, porwał się z pośpiechem.
Inaczej przecież było — płacz się mija z śmiechem
Na tej ziemi, jak orszak weselny z pogrzebem,
Albo słońca blask czysty z zachmurzonem niebem,
W karczmie, kędy przed chwilą zadumani wszyscy
Śpiewając piosnkę dawną płaczu byli bliscy,
Zapomniano o smutku, śmiano się z kolei:
Bo jakiś nieznajomy, krzepki, rzeźwy, młody,
Wszedłszy nagle do karczmy, zażądał gospody,
I zdumionym młokosom plótł smalone duby.
To w dowcipnym słów zwrocie wspomniał o nadziei,
To śmiał się z zbytniej starcom właściwej rachuby.
I przepijał niezgorzej do gromady całej.
Z ubioru zdał się Polak — z wzrostu nie był mały,
Wytartą miał bekieszę, pas u niej wytarty,
Przecie śmiech wiecznie prawie do twarzy przyrosły,
Oczy bystre — włos rudy — nos w górę zadarty,
Nie najlepsze świadectwo duszy jego niosły.

W ręku kij i tłomoczek na plecach zwieszony,
Świadczyły podróżnego — jakoż gdy pytano,