Chyba łapkami mrówki, i tkanką pajęczą,
Dla tego niech mi wszyscy ludzie za to ręczą
Ja wierzyć w to nie mogę.
Jaki on też głupi!
Dobrze mówi — któż kota w worze ślepo kupi.
Na tym świecie wątpienie do mądrości drogą.
Lecz do rzeczy — widziałżeś drzewa liść co wiewa?
Nie prawda że ma szewki — a krawiec zkąd? z drzewa.
Gdy więc drzewo tak szyje, cóż ludzie nie mogą!
A to mu jak kotowi utarł z pyska mleko.
Widać że się gdzieś w świecie wycierał daleko.
Wszak dziś już po powietrzu latają nad ptaki,
Owym worem dymami zkądsiś wydmuchanym,
Mierzą słońce i księżyc — wiedzą gwiazd przechody,
I jeszcze czas nadejdzie, dziwaczny czas jaki,
W którym człowiek nie kontent że jest ziemi panem.
Węborkiem czerpać zechce w chmurach czystej wody.
Wy prawda, biedni ludzie — wy nie wiecie o tem.
Dla panów waszych z czoła pracujecie potem,
Dla drugich! — a ci drudzy! — wściekłość mnie pożera!
Każdy z nich próżniak, skąpiec, obłudnik, kostera,
Robi z wami jak z młynkiem, co mu się podoba —
Ależ prawda — was święta uczyła osoba,
Choć świętość więcej grzeszy niż wy wszyscy razem,
Że panów słuchać — wiecznym religji rozkazem —
Że —
Co tam gadać o tem — nie zmienić wszelako.
Lepiej więc Waszmość powieść kredensuj nam jaką!
Powieść! coś o pchle znowu!
Nuże — wódki żwawo!
Nie mogę — pilno mi jest — zbyt późna dziś pora
Gdzie jutro stanę ledwie — miałem już być wczora,