Strona:Stefan Garczyński - Wacława dzieje.djvu/58

Ta strona została uwierzytelniona.
46
WACŁAWA DZIEJE

Aż łódź chwiać się zaczyna — wiosło pada z dłoni,
A wały rozpienione w kształt zbieganych koni,
Łódź, majtka, w mgnieniu oka mokremi kopyty
Przelecą — popchną na dno — i wbiją w otchłanie —
Nieostrożny! on marzył wód podbić błękity
A jak błoto uliczne zdeptanym zostanie!
Bracia! tak my zginiemy, jeśli nieroztropnie
Myśl wasza celów swoich i zamiarów dopnie.
A zresztą gdzie szlachetność? Który Polak w domu
Zdradził kiedy gościnność? — śpiących rzezał mieczem?
Dotąd życia wziąść zdradą nie umiał nikomu,
Myż tylko wyrok hańby na siebie wyrzeczem,
Myż gościnność Polaka zhańbimy na wieki?
Cesarz nie wyszedł dotąd z świętych praw opieki,
Bęben jeszcze nie wyciął hasła krwawej wojny,
Jestem pewny, jak w Moskwie, spać może spokojny,
Za odroczeniem wszystkich planów śmiało radzę! »

Skończył — i usiadł w zwykłej rozsądnym powadze,
Oczekując w milczeniu związku odpowiedzi.
Dano znak głosowań — z rzędu jak kto siedzi,
Głos swój wznosi z kolei, a w sprawie tak ważnej
Każdy w myślach rozumny, zimny i poważny.
Zbierają kryski — Wacław jeden wstrzymał zdanie;
Gdy nagle jakby duchem obudzony bożym
« To on! » — krzyknął i z krzesła gwałtownie powstanie,
I rzucił okiem swoim jak zabójczym nożem
Na mówcę poprzedniego — « To on » — dodał znowu,
« Znam cię dumny podstępco! » — « Co za on? » — szmer w koło —
Żaden nie wie jak wierzyć dwuznacznemu słowu —
« Znać się dawniej musieli» szeptano po cichu.
« Może jakie zatargi, kłótnie przy kielichu,
« Bo obudwóch wzrok gniewny, zachmurzone czoło »
Tak szeptali i zmilkli. — « Jutro » — rzekł nareszcie
Oskarżony — « Pojutrze znajdziemy się w mieście;
« Dziś do kłótni czas nie jest, czas nie był » — wstał z krzesła
I Wacław; widać obu jedna myśl wyniesła —
Pobiegł śpiesznie — gdzie poszli! — śledzą ich ciekawie,
Noc obydwóch zakryła — czyliby na jawie
Jeden z nich był czem innem i w sercu czem innem?
Czyby chciał zdradzić braci? — przecież od zawiązku