Strona:Stefan Garczyński - Wacława dzieje.djvu/65

Ta strona została uwierzytelniona.
53
CZĘŚĆ DRUGA.

Nie wybiegaj, i drogi nie krzyżuj daremno
Tam gdzie ja będę ojcze — tam wieczyście ciemno
Słońce nigdy nie błyśnie, ani dróg tam nie ma.
Bez celu, bez dążenia, wycieńczone duchy
Chodzą tylko i milczą i myślą — i słuchy
Wyciągają ciekawe — i trupa oczyma
Gonią w ciemności jakieś obce, dziwne ślady.
Ale tam same tylko szkieletów pokłady.
Jeden chce wyrzec słowo, a słowo w paszczęce
Wypalonej jak w puszczy ciemny wiatr zawieje,
Drugi wyciąga zeschłe, potrzaskane ręce!
Lecz próżno gonią pamięć, stracili nadzieję.

(Mocniej.)

Ha! Jakaż obca, nagła, nieznana mi trwoga,
Jak dreszcz śmiertelny wszystkie żyły wskroś przenika
Ojcze, ojcze, ach ojcze! — oko się zamyka
Tracę blask — tracę życie i Boga i Boga!

(po pauzie.)

Kto woła Ludmiłę!
Toś ty o duszo moja — ty serca aniele
I ty tutaj? — tak zimno, tak smutno w kościele
Ty mogłeś żyć — twe życie tylom drogie — miłe —
Ale nie tyś winny!! —

Dla czegoś mnie nauczył że nad ojca, matkę
I ciebie kochać można? — tyś mi tę zagadkę
Która w postaci obcej jak motyl zdrętwiały
W głębi leżała serca — wskrzesił, rozgrzał okiem,
Stałeś się wróżką duszy i szczęścia prorokiem
Pokazałeś mi z ziemi nieba okrąg cały,
A dzisiaj —
 
Dziś dla mnie ślubny wieniec z rozmarynu plotą!
Jutro, o Boże wielki, skronie mi uwieńczy —
Tak chmurę czasem zwiąże żywa wstęga tęczy
Póki wiatry jej kształtów jasnych nie rozmiotą!
 
Słyszysz Ludmiło! dzwonią — gdzież jest ślubna szata
I myrtu gałązka —
Białą mi suknię dajcie, bieluchną sukienkę
Lekką, żebym ją w wieczność, za tysiączne lata
Unieść mogła — nie dobra — za ciężka — za wązka —
Lekką dajcie i białą do tego sukienkę!