Kielich przy biesiadzie,
W dniu dzisiejszym — jest jako myśl w słowa osadzie,
Nierozdzielny, konieczny. — Kielich z dawnych czasów
Jest jako droga wolna śród zarosłych lasów
Daleko nią iść można — któż więc zdrowie wzniesie?
Ja — kielich — do mnie — tutaj — na zdrowiu nie zbywa!
Za cieniem, marą tylko ręka twoja drze się,
Niechaj na obraz cały spadnie chmur pokrywa.
To czary są szatańskie!
To magnetyzm zwykły;
I skutkiem przytem myśli, które świat przenikły;
W powietrzu widzę zdala, jeden obraz jeszcze.
On poetą — ostudzę mu zapały wieszcze.
W sali gotyckiej znowu pełno świateł błyska,
Nie biesiadnicze przecież widzę w niej kielichy,
Na żałobne obchody zmieniono igrzyska;
Koło trumny rzędami zasępione mnichy.
Patrz — usta ma w uśmiechu — oczy lekko mruży,
Jakby do obudzenia przeznaczone z czasem,
Biały atłas pod głową a lilja przy róży
Wygląda z rozpuszczonych włosów nad atłasem.
I wiele ludzi płacze przy dziewczyny trumnie!
Trzech tylko łzy nie spuści — spoglądają dumnie —
Wyżsi oni od gminu, choć nie możni w lata.
Każdy z nich ma czcigodny tytuł literata!
Niechaj więc inni płaczą, ich pisać rzemiosłem,
Niech żołnierz z prawa życie wystawia na kule,
Oni piórem po czasie pływają jak wiosłem,
I kiedy kto umiera, oni piszą czule. —