Oczki młode żwir przypruszy.
Ziemia grzmi na trumny desce
Dajmy jej po szczerej łezce
I paciorek dla jej duszy!
Ex ore infantium — ut destruas inimicum!
Trzy tygodnie mijały Wacława pobytu,
Gdy przedmiotem, gdy uwag ludzi został celem.
Nazwano go tajemnym prawdy przyjacielem.
Zkąd wyrosło nazwisko tak pełne zaszczytu
Trudno badać — to pewna że czasem, w zapale,
Odpowiadał na zwykłe pytania, zarzuty,
Ale częściej zamilczał, i nie mówił wcale.
Bądź co bądź — wątku rzeczy szukano dopóty
Aż długa o Wacławie rozeszła się powieść:
Mówiono w niej, o duchach, tajemnym upiorze,
O tajemniejszym jeszcze przyjaciół wyborze,
I w końcu, że czynami chce śmiertelnym dowieść
Czem prawda — że ukrytą wielkość w sobie chowa,
Wielkość duszy! — co więcej choć w nim skąpa mowa
Choć każdą myśl przed ludźmi starannie zamyka,
W obieg pismo puszczono, lub wyjątek raczej,
Zapewne z codziennego Wacława dziennika;
Ale jakim sposobem nikt nie wytłumaczy.
Tak odgłos dział jęczący gdy chmury rozbije,
Zarazem w otchłań ziemi wpada — i korytem
Pewniejszem od powietrza bo ciemnem, ukrytem,
Płynie jak rzeka bystra w przepaścistą szyję,
Aż gdzieś — uchem dybiącem, podróżny daleki
Zrozumie głos podziemny, nurt pojmie tej rzeki!
« Biada tym nikczemnikom w których duszy, jako
W stepach północnych krajów, czy słońce zaświeci
Czy wicher skrzydłem nocy z mrozem w paszczę wleci,
Zawsze głucho — samotnie — spokojnie — jednako,