Zamiast wielkiego człeka, półboga obrazu
Myśl olbrzymią rozpoczął odgadywać z razu,
Ale na swojej płaskiej zakończył powoli. —
Co pewna — Wacław wyższy, od tych co z nałogu
Albo myśleć się uczą, lub cześć niosą Bogu;
Dusza ich piękna w słowach, w uczynkach jest inną
Napróżno chcieć ją badać, bo nikt jej nie zbada;
Każde ziarno w nią wpadnie jak w ziemię rodzinną,
Ale i każde zmiecie lada deszcz, wiatr lada.
Wacław co czuje, myśli, to w życiu, to w czynach
Odgadnąć jako ojca z podobieństwa w synach,
Jak wesołość w uśmiechu, jako żałość w oku.
On, cokolwiek do duszy wielkiego wpłynęło,
Jako piasek Paktolu, wybiera z potoku
I na wieczyste, trwałe przeistacza dzieło,
Czasom przyszłym i ludziom, na dzieło nauki!
Ale nie — któż w uczuciu cel sobie zasadza;
Myśli w zapale twórczym, jak napięte łuki.
Tam czyn, tam strzałę pędzą gdzie sięgnie ich władza!
Początek był już marca — ranek zimny, śnieżny,
Ziemi białość błyszczącą jak piersi lubieżnej,
Chmur lekkie rąbki w górze niebu zasłaniały;
Słońce tylko ciekawe, kochanek jej śmiały
Wciskając oko przez mgłę wiewającej fali
Czasem lekkim rumieńcem lica swe zapali.
Taki dzień był wyjazdu Wacława z stolicy:
Śnieżny — zimny — ponury — sanki na ulicy
Zaprzężne w rzeźwe konie czekają od rana
Na znak pierwszy — na wyjazd pożądany pana.
Wacław przecież opóźnia — poranek już mija
Wacław pisze — dwa listy przed nim rozpostarte
Zapisał jedną, drugą i trzecią już kartę;
Nakoniec we dwa pisma odpowiedzi zwija;
I klasnął — bieży sługa — oddał — « śpiesz z powrotem,
« Czas wyjechać » — rzekł — prędko odchodzi służący;
Wacław znowu przy stole zasiada milczący