« Ojciec nasz gońców wysłał » — Wacław milczy na to;
Przez usta czasem tylko ciemne słowa cedzi:
« Jutro — nie dla każdego — przyszłość nam ukryta.
« Kto wie? Dnia obecnego jutro zawsze stratą! »
I przytem, co się rzadko Wacławowi zdarzy,
Łza mu z oczu wytrysła — spłynęła po twarzy.
Co ta łza? co ta mowa? — nigdy dotąd jeszcze
Nie płakał — w łzach smutku nigdy on nie tuli,
Dla czego rękę siostry ścisnął mocniej, czulej?
Pieszczoty nazbyt wielkie, znaki są złowieszcze;
Trucizna w żywym zwykle tai się kolorze,
Chmura piorunów pełna świeci jako zorze!
« Ale, żarty! » — powiada — « wszak jesteśmy razem;
« Tylkom ja drogą osłabł, i późna już pora.
« Muszę iść — chciałbym jeszcze wyjść tego wieczora,
« Nacieszyć się znajomym okolic obrazem.
« Lubię z resztą powietrze czyste — mroźne — ostre.
« Z tobą — jutro być może — później rano — rychło!
« Zobaczymy się! » — skończył — pocałował siostrę,
I wyszedł ledwie słowo ostatnie ucichło.
Po prawej stronie dworca o dwa staje blisko,
Wpodłuż rzeki wieśniaków biedne stały chaty,
Po lewej widać było w ruinach zamczysko.
Wspaniałe może kiedyś przed stu, dwustu laty.
Dziś jako szkielet pusty sterczy tam na górze.
Znać jednak po wyniosłym i kamiennym murze
I po wale — po mostach — wpółzapadłej wieży,
Że pan jego, że dziedzic był z owych rycerzy:
Którzy ufni w moc własną i warownię grodu,
Z łaski tylko słuchali króla i narodu.
Dziś inaczej — dziś jodła swojemi konary
Mur zdobyła, ramiona wychyla przez szpary;
Dziś, jakoby czas zmienił ród ludzki w rośliny,
Bluszcz skromny pnie się w górę między rozpadliny,
Dziś tylko strumyk mruczy pod ciężkim kamieniem,
Który z wieżycy spadły przydusza bieg źródła,
I tam gdzie ludzie grzmieli całem pokoleniem,
Szemrze strumyk — bluszcz rośnie — i chwieje się jodła!
Ale w nocy — tam w nocy nie zachodź człowieku!
Głośna wieść postrach niesie — mówią że od wieku,
Od czasu kiedy zamku ostatni dziedzice
Mieszkać w nim zaprzestali — w samotnej komnacie,
Strona:Stefan Garczyński - Wacława dzieje.djvu/79
Ta strona została uwierzytelniona.
67
CZĘŚĆ DRUGA.