Strona:Stefan Grabiński - Cień Bafometa.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.

— Sapristi! — pomyślał, odrywając oczy od pisma i zatapiając je w roztocz słoneczną zachodu. — Spełnia jego ostatnią wolę. Czyżby Pradera, idąc na spotkanie ze mną, przeczuwał pewną śmierć i zostawił testament ze specjalną klauzulą, odnoszącą się do mojej osoby? Hm... Dlaczego ona wzywa mię dopiero dzisiaj, kiedy od jego śmierci upłynęło już niemal 9 miesięcy? Dlaczego nie uczyniła tego wcześniej? Czyżby i co do tego stosowała się do jego woli? Wogóle czego on może chcieć ode mnie z tamtej strony? Dziwne, bardzo dziwne.
Usiadł przy biurku i zamyślił się. List Amelji ożywił od nowa wypłowiały już trochę od czasu splot myśli i uczuć związanych z tajemnicą śmierci Pradery. Odżyło zainteresowanie dla „sprawy“, zmartwychwstały z pod zgliszcz i popiołów wspomnienia i wątpliwości. Od paru miesięcy bowiem przestał zajmować się ponurą aferą i tylko przygodnie dowiadywał się z gazet, że śledztwo prowadzone jest w dalszym ciągu lubo bez wydatnych rezultatów; podobno nawet uwięziono parę osób podejrzanych o zamach na życie wielkiego męża stanu, lecz później musiano je wypuścić na wolność z powodu braku dostatecznych dowodów. Wogóle, o ile mu było wiadomem, sprawa znajdowała się obecnie w stadjum długotrwałej stagnacji; jak wszystko na świecie, i ona zeszła wkońcu z porządku dnia i coraz to rzadziej odzywały się jej echa na łamach dzienników. Niemniej Pomian był głęboko przekonany, że władze policyjne i sądowe nie zrezygnują tak prędko z do-