Strona:Stefan Grabiński - Cień Bafometa.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ostatniej woli męża pani stanie się zadość. —
— Dziękuję panu.
Podała mu rękę. Podniósł ją i przycisnął do ust.
— Rzecz dziwna — rzekł po chwili wzruszony, opuszczając jej rękę. — Czy łaskawa pani wie, jakim był mój stosunek do ś. p. ministra?
— Wiem. Zwalczaliście się nawzajem na niejednem polu.
— Byliśmy śmiertelnymi wrogami, łaskawa pani.
— Wiem o tem. Wiem o wszystkiem. Nawet o tem, co zaszło między wami w wigilję jego śmierci.
— Nawet i o tem?
— Tak. Kazik nie miał przedemną tajemnic. I o tem wiem, że w ów straszliwy poranek mieliście się spotkać za miastem.
Zdumienie Pomiana wzrastało z każdą chwilą. Nie pojmował, jak mimo wszystko mogła z nim tak rozmawiać.
— I mimo to nie odczuwa pani niechęci do wroga męża swego? — zapytał, nie tając dłużej swej wątpliwości.
Po twarzy Amelji przepłynął dziwny uśmiech.
— Narazie nie zastanawiam się nad tem — odparła wymijająco. — Proszę nie zapominać, że spełniam tylko ostatnią jego wolę. Sam fakt, że mąż mój zwrócił się do pana z prośbą w takiej chwili, świadczy najlepiej o tem, że miał do niego pełne zaufanie, że pana widocznie mimo wszystko wysoko cenił... Ale wracając do obchodzącej nas bezpośrednio sprawy —