śliwe błyski w oczach z przed chwili rozpłynęły się gdzieś bez śladu; z uśmiechem zalotnym, niemal tkliwym patrząc mu w twarz, podawała rączkę małą, wypieszczoną:
— Będziemy przyjaciółmi, nieprawdaż? — powtórzyła z powłóczystem spojrzeniem.
— Postaram się zasłużyć na cenną przyjaźń pani — odparł prawie machinalnie.
— Do widzenia zatem w najbliższą środę między piątą a siódmą.
I poparła zaproszenie czarującym uśmiechem.
— Stawię się niewątpliwie — zapewnił, przywierając ustami do jej ręki...
I wyszedł oszołomiony, na rozstaju sprzecznych myśli i uczuć...
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
„Przyjaźń“ z wdową po Praderze wymagała ostrożności. Przyszła zbyt łatwo i niespodzianie, by można było uwierzyć w jej szczerość. Zresztą była rodzajem spadku po znienawidzonym człowieku, którego uczucia względem niego nie pozostawiały żadnych wątpliwości. Pomian wiedział o tem aż nadto dobrze i nie łudził się bynajmniej. Gdy minęło pierwsze oszołomienie, spowodowane niezwykłą treścią listu i zachowaniem się Amelji, przyszła kolej na spokojną i chłodną refleksję. Zanalizował sprawę do przyciesi, rozsnuł na włókna subtelną tkaninę myśli wroga i przeglądnął ją nawylot. Z perspektywy zaświatów wychyliła się ku niemu