Strona:Stefan Grabiński - Cień Bafometa.djvu/141

Ta strona została uwierzytelniona.

lonej dziewczyny, zaczął cucić kochankę solami z podręcznej apteczki. Gdy po kilku sekundach otworzyła półprzytomne oczy, powierzył ją opiece ponuro obserwującej jego ruchy Justynki.
— A język radzę ci trzymać za zębami — rzekł jej poprostu na odchodnem. — Pani potrzebuje teraz spokoju. Zabraniam ci drażnić ją w jakikolwiek sposób. Pamiętaj! — dodał tonem groźby. — Bo cała ta historja może się dla ciebie bardzo smutno skończyć!
I szybko ubrawszy się, wyszedł.