Strona:Stefan Grabiński - Cień Bafometa.djvu/165

Ta strona została uwierzytelniona.

Co za zdumiewająca bystrość spostrzeżenia i co za znajomość źródeł! Myślałbyś, że się Wrześmian przed nim spowiadał lub że go szanowny krytyk podpatrzył przez dziurkę od klucza.
A obok tego taki sąd z innej strony: — Cała twórczość Wrześmiana ma jakąś logikę fanatyzmu i czasem coś prawie oszałamiającego w swym irracjonalizmie.
Komu tu dać wiarę?
Sądzę, że bliższym prawdy był chyba ten drugi.
Zresztą opinje o tym dziwnym człowieku zmieniano zależnie od potrzeby i okoliczności. Pewien „wybitny“ recenzent przyznawał zrazu łaskawie, że Wrześmian pisze stylem zwartym, lapidarnym i dziwnie mocnym — stylem, chwytającym półtony i półdźwięki, które zazwyczaj drżą w powietrzu niepostrzeżone, że wydobywa w nieporównanych często skrótach mistyczny kształt wnętrza, którego istnienie zaledwo przeczuwamy. Ten sam krytyk w parę lat potem, porósłszy trochę w piórka, wydał o tymże stylu opinję wręcz przeciwną. Teraz zdaniem jego utwory Wrześmiana pisane były językiem „ubogim“. Parbleu! Podziwiam stałość i wytrawność sądów!
Do ostatniej, najpospolitszej kategorji oceniaczy muzy Wrześmianowej należeli specjaliści od „wpływologji“. Zdaniem ich Wrześmian pozostawał pod silnem oddziaływaniem wszystkich możliwych i niemożliwych fantastów świata, od papy A. Hoffmanna i E. Poego poprzez Stevensona, Villiersa de l’Isle Adama do