telekinetycznych jej własnej jaźni, tylko miały podłoże rzeczywiste...
— Oczywiście w takim razie Pradera własnoręcznie zepchnął do grobu narzędzie swej nieudałej zemsty.
— Spostrzegłszy, że okazało się nieprzydatne.
— Naturalnie. Ale istnieją też inne możliwości.
— Tak, tak. Wiem o tem, niestety.
— Więcej natomiast mógłbym ci powiedzieć o śmierci jej męża.
— Pogląd twój na nią już ustalony?
— Raczej ograniczony do trzech ewentualności. T. zw. ogół przyjmuje powszechnie możliwość czwartą, t. zw. przypadek, który ja tutaj stanowczo wykluczam.
— Dlaczego?
— Nie wierzę we wpływ przypadku na życie ludzi niezwykłych. Obserwacja wieloletnia przekonała mię, że sfera jego działania jest znacznie węższą, niż się zwyczajnie przypuszcza. Pradera był indywidualnością zbyt silną, by o losie jego mógł rozstrzygać czynnik tak kapryśny. Przypadek kieruje przeważnie życiem ludzi słabych, którzy nie posiadają własnej osi.
— Jakież zatem przyjąć należy zdaniem twojem możliwości?
— Śmierć Pradery mogła być gromem, który cisnęły weń moce tajemne z tamtego brzegu.
— Te same moce, z któremi walczył przez całe życie.
— Lub których istnienia nie chciał uznać. Do pewnych granic pozwoliły na ekspansję wrogiej im jaźni
Strona:Stefan Grabiński - Cień Bafometa.djvu/171
Ta strona została uwierzytelniona.