krzyżowanemi rękoma, przerzucone bezwładnie przez parapet okna znaleziono w ustronnej, opuszczonej od lat przez właścicieli willi naprzeciw domu, który zamieszkiwał pod koniec życia.
Tak zeszedł ze świata człowiek, z którym łączyły go mocne, duchowe węzły, potężniejsze może, niż sam za życia tego dziwnego marzyciela przypuszczał. Ze śmiercią Wrześmiana coś jakby się w nim załamało; jakgdyby pękła w nim zasadnicza arterja, wiążąca go z życiem i jego sprawami. Zgon przyjaciela nabrał zczasem charakteru symbolicznego, jakiejś jakby wskazówki na przyszłość, czegoś w rodzaju ostrzeżenia. Zabrakło mu jakby drugiej, głębszej struny duszy, zastanowił się i skrzepł podziemny, najistotniejszy wart jaźni.
Dopóki żył i działał tamten, twórczość Pomiana znachodziła niejako swe usprawiedliwienie w twórczości przyjaciela. Utwory Wrześmiana były poniekąd wyidealizowaniem zagadnień i problemów, które Pomian realizował bardziej po ziemsku, konkretniej i bezpośrednio. Twórczość przyjaciela była ekspiacją ich strony zmysłowej, rodzajem ofiary oczyszczalnej za „grzech“ Pomiana. Ci dwaj wyjątkowi ludzie uzupełniali się nawzajem w sposób jedyny i niezwykły; tylko jeden z nich wziął na siebie cały ciężar samozaparcia się i pozostał w cieniu, drugi, lepiej wyposażony do walki wręcz i niewolenia ludzkiej rzeszy, chodził w blaskach sławy i podbojów. Pomian zdawał sobie jasno sprawę z cichej ofiarności druha i gdy go nie stało, nie śmiał i nie chciał działać na własną rękę. A do
Strona:Stefan Grabiński - Cień Bafometa.djvu/178
Ta strona została uwierzytelniona.