Strona:Stefan Grabiński - Cień Bafometa.djvu/21

Ta strona została uwierzytelniona.

noru kpić z katechety — „katabasa“ i głosić modne w tym czasie hasła, wysnute pośpiesznie z darwinowskiej teorji. Ten chłopak nad wiek dojrzały i przewrażliwiony jak mimoza czuł instynktowną odrazę do parwenjuszowskiego opluwania rzeczy świętych i tajemniczych.
Pod koniec studjum średniego i on „wyzwolił się“ z ciasnych formułek dogmatyzmu kościelnego, lecz mimo wszystko nie przestał być naturą nawskroś religijną. Dawna pobożność, chwilami może nawet dewocja przerodziła się w silny, z rokiem każdym pogłębiający się mistycyzm.
Gdy po ośmiu latach nauki gimnazjalnej otworzyła się przed nim i Praderą wolna i swobodna droga do badań i pracy samodzielnej, antagonizm ich przybrał odrazu charakter zdecydowany: półuświadomiona niechęć lat ubiegłych skrystalizowała się we formę nieubłaganej, żywiołowej nienawiści. Odtąd mieli pójść w kierunkach diametralnie przeciwnych. A że obaj mimo różnicy usposobień należeli do natur aktywnych i lubieli wpływać na innych i wciągać jak największą ilość ludzi w kręgi swych idej i haseł, przeto konflikt był nieunikniony.
Zaczął się na tle ich dysertacyj doktorskich. Przeciwnicy z umysłu wybrali za temat to samo zagadnienie filozoficzne, które rozwiązali w duchu krańcowo odmiennym. Zwyciężyła teza Pradery. Jego pogląd na „teorję stanów podświadomych“, wyłożony w sposób trzeźwy i ostrożny, nie wybiegający intuicją poza bez-