niewidzialnym; nie wychodził z domu chyba późnemi wieczorami, a u siebie nie przyjmował nikogo; izolował się od ludzi zupełnie.
Uwaga sługi zrobiła na nim ogromne wrażenie; zrozumiał, że musi się zastosować do zmienionych warunków swojej powierzchowności. Równocześnie zaczął zdawać sobie sprawę z przemian wewnętrznych. Od pewnego czasu zauważył u siebie niemal zupełne zobojętnienie dla spraw, które go dotychczas zajmowały; kierunek jego duchowych zainteresowań zmienił się do niepoznania. Sybarytyzm praktyczny zajął miejsce dawnych ideałów: zaczął patrzeć na świat okiem pogodzonego ze stanem rzeczy deterministy; imponowała mu teraz siła pięści, spryt życiowy i brutalność. Czuł, jak powoli przekształca się w osobnika złośliwego i podstępnego, jak budzą się w nim instynkty bestji ludzkiej, nie cofającej się przed niczem.
Narazie uświadamiał sobie jeszcze te zagadkowe przemiany — lecz mogła przyjść godzina, w której reszta tej świadomości zatrze się i zgaśnie. A co wtedy?...
Pomian przeczuwał tę chwilę i drżał na samą myśl o tem. Co począć wtedy? Jak się zachować w takim wypadku?
Pytania te dręczyły go niewypowiedzianie, mimowoli nasuwając jako odpowiedź oględną radę Józefa: — Wyjechać! Wyjechać stąd jak najdalej, jak najprędzej!
Strona:Stefan Grabiński - Cień Bafometa.djvu/46
Ta strona została uwierzytelniona.