Następnego wieczora odczytała „Visiones ancillae Domini“[1] dziwne, napół obłąkane, sataniczne dzieło nieznanej mniszki z XIV w., która z litości nad katuszą Lucyfera oddała mu swe ciało i duszę. Potem przyszła kolej na ekstatyczną, palącą tropikalnym skwarem poezję księdza Antoniego Szandlerowskiego...
— Moja królewna rozkochana w ciszy
Zawisła tęczą swych ramion w przestworzu...
Jej dusza, jak promienie, roztapia się w morzu,
A ciało jej prześwieca poprzez habit mniszy.
Girlandą myśli tęsknych barwi chmury zwiewne,
Jasnością boskiej piersi gasi jasność słońca,
Aż chmury kwiatem śnieżnym spadły na królewnę
A słońce pierś zalało jak fala mdlejąca...
Królewna marzy tron swój i swoją koronę,
Marzy łoże z traw polnych i kwiatów usłane —
Śni wonną i słoneczną miłości polanę...
I ciało swe dziewicze świętością omglone...
Cicho... cicho, królewno!... Widzisz, idę k' tobie...
Idę z wieczną tęsknotą mojej smutnej duszy.
Cicho... cicho, królewno... daj mi dłonie obie...
Słońce zgasło na piersi... mój kwiat skroń twą prószy!...
— — — — — — — — — — — — —
— — — — — — — — — — — — —
Ciało twe, jak lilji kwiat,
Pierś twa krągła, śnieżna, wonna,
Ust upojnych moc bezbronna...
Płomień ócz, jak pożar chat...
- ↑ „Wizje służebnicy Pańskiej“.