— Oho! — pomyślał, obserwując z zajęciem wystawę. — Coś nowego. Pi, pi! Co za wyrób! I to w dodatku, jak zapewniają, z własnej, krajowej wytwórni! No, no... To się księża nasi ucieszą. Ale że też żaden nic mi o tem ani słowem dotychczas nie pisnął? Hm... Widocznie i oni o niczem nie wiedzieli do ostatniej chwili. Niespodzianka...
I w zamyśleniu zwiesiwszy głowę, poszedł na wieżę pomiędzy ukochane dzwony.
A niespodzianką rzeczywiście był dla duchowieństwa sklep z dewocjonaljami otwarty w parterze domu u zbiegu Katedralnej i Mniszej. Wiadomość o pojawieniu się nowej firmy podziałała na wszystkich dziwnie podniecająco; odrazu, niewiadomo właściwie dlaczego, mówiono o tym fakcie skądinąd błahym w sposób wyjątkowy i ze szczególnem zainteresowaniem. Najprawdopodobniej przyczynił się do tego w znacznej mierze sam lokal, w którym sklep otwarto — obszerna sześciopokojowa ubikacja z olbrzymiemi, bo niemal poziomu pierwszego piętra dosięgającemi oknami wystawowemi i wspaniałym, oszklonym wykuszem vis à vis wieżycy zegarowej od fary. O tym bowiem lokalu krążyły już od szeregu lat niepochlebne nader pogłoski; wszyscy niemal sąsiedzi utrzymywali zgodnie, że w domu na rogu ul. Katedralnej i Mniszej na dole w części parterowej „straszy“. Dlatego podobno ostatni jego mieszkaniec z przed lat 5, niejaki Rakliński, zdolny i rzutki księgarz zmuszony był zwinąć księgarnię i przenieść się na Zamkową. Od owego czasu aż do obecnej chwili
Strona:Stefan Grabiński - Cień Bafometa.djvu/62
Ta strona została uwierzytelniona.