Gdzie niewinnego Piłat dekretuje,
Z łotry winuje...
Melodję przeciągłą i smutną jak jęk jesiennej wichury pochwyciła ze strony przeciwnej rota pielgrzymów i odpowiedziała zgodnym refrenem:
— Gdzie niewinnego Piłat dekretuje,
Z łotry winuje.
Wtedy lud klęczący w szerokim półkręgu dokoła stacji podjął nutę i wzmocnił rezonansem setek piersi. I płynęła w dal siną, podwieczorną niby echo — wspomnienie zamierzchłych zdarzeń ocknione po wiekach w klasztornym zakątku odległej, polskiej krainy...
Ruszyli w dalszą drogę. Otwierał pochód prałat w asyście dwóch kleryków, za nimi szedł orszak mnichów i pątników wędrownych z Pielgrzymem Żytomierskim na czele, potem mniszki i siostry zakonne, nakoniec rzesza wiernych i pokutników. Ponad ludzkiem pogłowiem jak statek na barkach fali kołysała się woskowa figura Chrystusa naturalnej wielkości; wyniosła postać Zbawiciela obnażona z szat, z krwawemi pręgami razów na plecach pochyliła ku piersi ukoronowaną cierniami głowę i zwiesiła spętane powrozami ręce w bezwładzie zdania się na dolę. Płonące dookoła Niego olbrzymie świece — triangały pozatykane w żelazne ucha na brzegach feretronu oświetlały twarz umęczoną i bolesną nad miarę. I wysterczał z ponad żywopłotu świec Bogoczłowiek umęczony okrutnie i smutny aż