cenie matki, ani miłość męża, ni życzliwych ludzi i przyjaciół pomoc — poszła w ślad za ukochaną siostrą, szlakiem posępnej tęsknoty w przeznaczeń godzinie. Pozostał po niej nieutulony niczem żal rodziny i wiązanka pięknych, smutnych wierszy.
Biorę do ręki ostrożnie żałobny ten bukiet i odwijam czarną jego wstążkę. Z cichym szelestem sypią się cudne chryzantemy, pęcze róż jesiennych, jaśminy przesłodkie, nagrobne. Płynie od nich woń subtelna, zawrotna, woń konających kwiatów i smutek łkającej jesieni...
Marja Czaykowska jest poetką przeczuć smutku i żałoby. Ponury cień śmierci za ciążył nad tą twórczością młodą, zrywającą się do lotu i żądną — o ironio! — żądną życia.
„Z dziką radością namiętnego gracza
Rzuciłam kości — aby rozstrzygały
O moim losie. — Stało się — świat cały
Zda się ciężarem mnie swoim przytłacza,
Przegrałam“.
Jakieś okropne załamanie zwichnęło dziwnie piękną duszę i brzmi w jej poezji bolesnym zgrzytem.
„Śmiech we mnie fałszem wybucha i zgrzyta.
Rażą mnie śmiechu głośne błyskawice“.