Ta strona została skorygowana.
JESIENIĄ.
Pożółkły las ulewnym deszczem złota
Płaci za szczęście lata nazbyt rącze,
Z jękami wichru jęk skargi się plącze,
Śmierć nożycami tnie nici żywota.
Szum dumnych szczytów potęgą swą woła
Litości — szepce błagania żebracze,
Olbrzym, złamany losem głośno płacze
I traci djadem królewskiego czoła.
Z każdą godziną urasta niestety
Niedocieczona wszechwładza zniszczenia
Przepyszne drzewa w potwory przemienia,
Upiorne wznosi ku niebu szkielety.
Jezioro — niegdyś drzemiące pod czułą
Osłoną liści drży — bo w jego sieci
Jasnych dziwadeł padł hufiec, co świeci
Pod czarnych niebios sklepioną kopułą.
Widmo jesienną nocą w lesie chodzi,
Zbłąkane o pień drzewa się owinie,
Na każdej coraz przystaje ścieżynie,
Po barwnej liści strąconych powodzi.