wia szkoda. Stało się, bo tak stać się było powinno. Dostał to, co mu się dawno już należało. A ja — wierny pies do końca lat moich tutaj stróżować będę.
Norski (wzruszony).
No — dobrze już, dobrze, mój stary. Dziękuję Ci. (podaje mu rękę. którą sługa całuje: poczem Jan wychodzi z pochyloną smutno głową drzwiami na lewo).
(Norski pozostawszy sam, ukrywa głowę w dłoniach, oparłszy ręce łokciami na kolanach. — Po chwili podnosi twarz pełną bolu i rozterki. Z ust jego wychodzi bolesne westchnienie. — Po pewnym czasie, słysząc zbliżające się głosy, wstaje i powolnym, zmęczonym krokiem wychodzi na prawo).
(Wchodzą z lewej Rota z Wrockim i Adasiem. Adaś ożywiony rzuca kapelusz na krzesło i zobaczywszy stół ubrany odświętnie, klaszcze w dłonie).
Adaś.
Ślicznie! To dla wujcia na pożegnanie?
Róża.
Tak, synku. — A teraz pobiegaj jeszcze chwil parę po ogrodzie przed obiadem; gdy będzie czas, zawołam cię.
Adaś.
Dobrze, mamo. (wybiega na lewo w ogród).