z czoła, uśmiechnął się zwycięsko i spojrzał złośliwie na kłębiące się w dole falangi pasażerów. Lecz gdy po pięciu minutach takiego rozkoszowania się „zajętem“ miejscem usłyszał gwizd świstawki do odjazdu, w twarzy jego zaszła nagła zmiana: pan Agapit zaniepokoił się. I zanim odezwał się finalny odzew trąbki, porwał z siatki swą walizę, przemknął błyskawicą poza plecyma zdumionych podróżnych i wysiadł tylnemi drzwiami odwróconemi od dworca w kierunku magazynów. W tej chwili pociąg ruszył. Ponad głową pana Agapita zaczęły przesuwać się w coraz silniejszem tempie okna wagonów, ciemno-zielone lub czarne kadłuby wozów; z któregoś przedziału wychyliła się złośliwa głowa jakiegoś wisusa, który spostrzegłszy stojącego bezradnie poniżej mężczyznę, zagrał mu szyderczo palcami na nosie. Wreszcie prześcignął ostatni wagon i zamykając łańcuch towarzyszy swym szerokim, pleczystym grzbietem szybko zasuwał się w przestrzeń. Pan Kluczka patrzył przez chwilę żałosnem spojrzeniem za znikającym pociągiem, opuściwszy bezwładnie walizę, niby żywy posąg rezygnacyi i smutku; potem pod krzyżowym ogniem ironicznych spojrzeń funkcyo-
Strona:Stefan Grabiński - Demon ruchu.djvu/100
Ta strona została uwierzytelniona.