naryuszy powlókł się z powrotem do poczekalni.
Tu szeregi czekających gości przeraziły się; główny kontyngent odpłynął już z pociągiem; pozostali wyglądali parowozu, który kursował na bocznej linii, idącej na południe w stronę gór. Czasu było jeszcze sporo: pociąg odjeżdżał dopiero po szóstej wieczorem.
Pan Kluczka zajął wygodne miejsce w kącie sali, zastawił się walizą, umieszczoną na stole naprzeciw i wydobywszy z kieszeni małe zawiniątko, zaczął spożywać skromny podwieczorek. Dobrze mu tu było w zacisznym zakątku, ukrytym w półmroku, który już zarzucał w salę tu i ówdzie nieznaczne zasięgi. Wyprostował leniwo nogi, oparł się o poręcz pluszowej kanapki i z całą rozkoszą oddawał się „nasiąkaniu“ atmosferą poczekalni i dworca.
Pan Agapit Kluczka, z zawodu mundant sądowy był namiętnym zwolennikiem kolei i podróży. Środowisko kolejowe działało nań jak narkotyk, wstrząsało całem jego jestestwem do głębi. Zapach dymu, lokomotyw, kwaśna woń gazu świetlnego, specyficzny zaduch kopciu i sadzy, rozlany w korytarzach stacyjnych przyprawiły go o słodki zawrót głowy, mąciły przytomność i jasność myśle-
Strona:Stefan Grabiński - Demon ruchu.djvu/101
Ta strona została uwierzytelniona.