— Strona trochę niebezpieczna; zawsze to, widzi pan, lasy, góry, parowy. Podobno pojawiają się tam od czasu do czasu zbójnicy.
— Aj, aj! — jęknął starozakonny.
— No — nie często — ale zawsze ostrożność nie zawadzi — uspokajał Kluczka. — Najlepiej jechać w jednym z wagonów środkowych i to nie we wnętrzu przedziału lecz na korytarzu.
— Dlaczego, proszę pana?
— Łatwiej wydobyć się w razie czego; krótsza droga. Przez okno hyc! w pole i basta.
P. Agapit ożywił się ogromnie i z błyszczącemi werwą oczyma zaczął roztaczać przed współpasażerem obrazy ewentualnych niebezpieczeństw, jakie mogą grozić podróżnym na tej przestrzeni. Kluczka „przechodził“ przez t. zw. „moment ostrzegawczy“, innemi słowy „stał w znaku ostrzeżeń“, jak lubiał to u siebie określać. Było to pierwsze niby intermedyum, które rozgrywało się zawsze w poczekalni, dokąd wracał po odbyciu pierwszej „symbolicznej podróży“ do K. Zwyczajnie padał ofiarą tej złowieszczej konstelacyi ducha pana Agapitowego najbliższy współtowarzysz lub towarzyszka podróży, których przypadek umieścił w jego pobliżu. Kluczka wysilał się na wymyślanie tysięcznych możliwych i nie-
Strona:Stefan Grabiński - Demon ruchu.djvu/104
Ta strona została uwierzytelniona.