podróżniczych, o które przedewszystkiem chodziło...
Stacyjny zegar wybił dźwięcznie godzinę szóstą. W sali wszczął się ruch. Z kątów wychyliły się senne postacie i otrząsłszy się z drzemoty, chwytały nerwowo za pakunki, zmierzając ku oszklonym drzwiom na peron.
P. Agapit urwał w połowie rozpoczęte zdanie, poprawił na sobie narzutkę, wyprostował się i elastycznym krokiem zbliżył się ku wyjściu. Portyer ustępując pod naporem zniecierpliwionych gości, usunął się w głąb peronu. Tłum wylał się na zewnątrz, unosząc z sobą zdenerwowanego już Kluczkę. Przepychając się przez drzwi, spotkał p. Agapit ironiczne spojrzenie funkcyonaryusza, lecz udał, że w roztargnieniu tego nie dostrzega.
— Jechał cię sęk! — pomyślał, wyprzedzając jegomościa. A już pociąg zajechał z brawurą przed stacyę i wyrzucał na boki długie, białe leje pary.
Ponieważ ścisk był tym razem mniejszy, p. Agapit „zdobył“ łatwo wyborne miejsce w klasie I. i rozsiadł się czerwonym pluszu poduszek. Z powodu skrzyżowania z pospiesznym z F. pociąg zatrzymał się w Snowiu dłużej niż zwykle i Kluczka mógł dobrej pół godziny oddawać się iluzyom „jazdy symbo-
Strona:Stefan Grabiński - Demon ruchu.djvu/106
Ta strona została uwierzytelniona.