Strona:Stefan Grabiński - Demon ruchu.djvu/107

Ta strona została uwierzytelniona.

licznej“ w stronę gór. Lecz gdy już przeleciał mimo oczekiwany pospieszny i zniknął w dali wśród tumanów dymu, p. Agapit ściągnął nieznacznie z siatki walizę i ukradkiem wymknął się ku schodkom na zewnątrz. Gdy w minutę potem rozległ się pożegnalny jęk trąbki, zbiegł niespostrzeżony przez nikogo po stopniach w dół i znalazł się z powrotem w poczekalni. Po drodze okupił się ponownie jednym papierosem u p. Wawrzyszyna, portyera, który już zbyt natarczywie zaglądał mu w oczy. Wogóle musiał biedak co pewien czas opłacać się służbie kolejowej, by przez palce patrzyła na jego „wybryki“. Znano go też powszechnie na dworcu pod przydomkiem „wiecznego pasażera“ lub też drugim, mniej pochlebnym „nieszkodliwego bzika“.
Tymczasem pociąg odjechał i rozpoczęło się drugie intermedyum. Poczekalnia opustoszała zupełnie. Najbliższy pociąg osobowy w kierunku D. przychodził dopiero o 10-tej wieczorem; ludziom nie spieszyło się na dworzec.
Stacyę obsiadły przedwieczorna nuda i dumanie: rozpanoszyły się szare pajęczą przędzą po pustych ławkach, rozziewały po wnękach i kątach. Pod stropem sali błąkało się