Strona:Stefan Grabiński - Demon ruchu.djvu/108

Ta strona została uwierzytelniona.

parę much, brzęcząc monotonnie i z dziwnym uporem okrążało duży, wisiorami strojny pająk. Poprzez okna rozbłysły na przestrzeni pierwsze ognie zwrotnic, wtargnęły świetlne strugi elektrycznych bań. W półmroku zamkniętej poczekalni snuła się samotna sylweta sądowego pisarza, zgarbiona jakaś, zgięta, przybita nizko do ziemi...
Kluczka studyował w promieniu reflektora peronowego stary już, wystrzępiony rozkład jazdy, obliczał ceny biletów, wyszukiwał fikcyjne „połączenia“ parowozów. Wkońcu z wypiekami na twarzy wyznaczył najdokładniej w świecie rutę, jaką obiecywał sobie odbyć „naprawdę“ koło Wielkiej Nocy po otrzymaniu dwutygodniowego urlopu i dodatku świątecznego do pensyi.
Gdy kończył już obliczenia i przeglądał raz jeszcze drobnym, precyzyjnym „maczkiem“ sporządzone notatki, nagle w sali pojaśniało; z pod sufitu strzeliło pięć elektrycznych rac, ze ścian bluznęło parę jasnożółtych rzutów: poczekalnia przybrała atmosferę wieczorną. Klamka drzwi tylnych poruszyła się ku dołowi i do sali weszło paru podróżnych. Nastrój rozwiał się bezpowrotnie. Wszystko stało się jasnem jak w biały dzień.
Pan Agapit zajął zwykłe miejsce obserwa-